"Czasami człowiek sądzi, że ujrzał już dno studni ludzkiej głupoty, ale spotyka kogoś, dzięki komu dowiaduje się, że ta studnia jednak nie ma dna."
– Stephen King, "Stukostrachy"
Sierpień, 2018
Pamiętam park jeszcze z czasów, kiedy dosłownie każda zagroda mieściła jakąś grupę zwierząt. To tam zdarzyło mi się pogłaskać żubra, wziąć na ręce wilcze szczenię, oraz zobaczyć w naturze jaka. Zwierząt było naprawdę dużo, a ogromny teren zdawał się nie mieć końca. Mocno mnie zaskoczyło, że teraz z tego wszystkiego została zaledwie taka garstka. Garść ciekawych wspomnień.
Podczas oczekiwania na przewodnika, grupujący się ludzie zdołali rozsierdzić moje serce na resztę dnia. Wybaczcie rasistowskie stwierdzenie, ale Polacy mają permanentną inklinację do robienia burdy, celem pokazania kto tu rządzi. Czekały z nami grupy rodzin z dziećmi, nazwałam ich "ważniacy". Była jeszcze jedna młoda para i druga chyba w naszym wieku bądź odrobinę starsza.
Przyszła instruktorka, a wtedy zaczęło się prawdziwe pandemonium. Rodziny z małymi dziećmi w wózkach podniosły larum, bo jak to nie wolno wprowadzać wózków? Jedna z rodzin miała małego pieska. Przecież był na smyczy, on nie szczeka.
W internecie można zapoznać się ze szczegółowym opisem terenu, regulaminem, oraz obejrzeć zdjęcia, jeśli komuś nie chce się czytać. Przy wejściu gdzie czekaliśmy, stała ogromna tablica z przepisami, wystarczyło przeczytać i się upewnić, czy my rzeczywiście się tutaj nadajemy.
Park składa się z wielu terenów ogrodzonych wysokimi płotami, przez które przechodzi się po drabinach. Jest ich osiem na całej tracie wycieczkowej. Wózek? Serio jeszcze trzeba było pytać, czy można wejść z wózkiem? W tym parku zwierzęta chodzą wolne, czasem podchodzą do ludzi, więc wprowadzenie psa wydało mi się oczywistym zakazem. Ale to nie wszystko z zakresu bałwaństwa.