"Na sali wielkiej i błyszczącej
Tak jak nocne Buenos Aires,
Które nie chce spać.
Orkiestra stroi instrumenty
Daje znak i zaraz zacznie
Nowe tango grać."– wszystkie dzisiejsze cytaty: Budka Suflera
To nie będzie smutny wpis. To będzie wiadomość, której treść nikogo nie zdziwiła. Coraz to następni ludzie mówią mi – spodziewałem się, widziałem to. Mijały lata, czas był mi przyjacielem, który stawiał konkluzje. Na wyrobisku myśli pracowałam kilka lat, usuwając niepotrzebne sekwencje. Czy moja muzyka wreszcie brzmi czysto? Nadszedł czas, by Wam o tym opowiedzieć.
Ostatnie lata – to się zaczęło jeszcze w Szwajcarii; w sercu zaczęła rozrastać się próżnia. Lamus uczuć, a potem jego implozja we mnie. Lata spędzone na walce o lepsze relacje w domu. Lata spędzone na świadomości, że pewnych rzeczy nie da się już odbudować. Pojawiło się marzenie o ucieczce. Potem powrót do kraju i zastanowienie – już mogę. Ale czy mi się chce? A może jakoś to będzie? 34 lata na karku i poddałam się. Przestałam widzieć sens, kiedy patrzyłam w przyszłość.
Czerpałam radość z małych rzeczy. Mnóstwo wspólnych zainteresowań i tematów, piesze wędrówki, miałam w tym mnóstwo uciechy. W domu nigdy nie było kłótni, a w moich tekstach pojawiało się wiele pozytywnych wrażeń. Trzymałam się ich, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłam czuć się... szczęśliwa. Doskonale znałam to uczucie z przeszłości, naprawdę miałam je kiedyś w sobie, ono emanowało ze mnie, było widoczne. Odeszło wraz z miłością.